wtorek, 20 maja 2014

Rozdział pierwszy, gdzie dowiadujemy się niczego i czemu ten blog zaśmieca internety.

Słońce chyliło się ku zachodowi, poranna rosa dawno znikła z drzew, teraz po liściach sunęły ostatnie promienie słoneczne. Mimo późnej godziny było ciepło jak w dzień, lecz o wiele bardziej duszno i wilgotno.
Wakacje trwały, więc herosi zjechali się na miejsce i już od kilku dni chodzili na "zwykłe' zajęcia. W weekendy odpoczywali. Dziś był akurat piątek.

Percy wyszczerzony jadł przy ognisku. Wszyscy byli szczęśliwi, że nikt znacznie nie ucierpiał, gdy "walczyli" z Obozem Jupiter oraz ze sługami Gai. Sama Gaja jeszcze się z nimi się nie zmierzyła, choć na pewno zamierzała, lecz wyglądało na to, iż zasnęła na dobre kilkaset lat.
Obóz Jupiter zaprzestał walki i razem z Obozem Herosów zjednoczyli siły przeciwko sługom Gai. Z sukcesem.
Herosi mieli ze sobą dużo wspólnego, więc teraz dzieci greckiego oraz rzymskiego Apollina śpiewały oraz grały. Nawet Dzieci Marsa i Aresa się przyłączyły, choć z początku były oporne. Brakowało tylko Nico, aby dopełnić krąg półbogów z obu obozów.
Percy jednak odczuwał lekki smutek w te wakacje, ponieważ Annabeth nie mogła przyjechać na Obóz. Wyjechała za granicę z macochą, ojcem oraz przybranym rodzeństwem. Ponoć bardzo się ucieszyła i nie mogła doczekać na tę podróż…
Jakiś chłopak, który później okazał się Frankiem, szturchnął Percy`ego w bok, a ten podniósł wzrok i spojrzał na wskazane miejsce, czyli niskie drzewo, kilka metrów od ogniska. Ujrzał Leo. Był wyraźnie zamyślony i strapiony. Opierał się o drzewo niechętnie, jakby nieszczęsna roślina coś mu zrobiła.
-Pewnie zastanawia się nad projektem jakiejś maszyny - mruknął Percy do ucha przyjaciela, bo inaczej by go nie usłyszał.
Frank odsunął się i zgodnie kiwnał głową, nie odrywając wzroku od Syna Hefajstosa. Kiełbaska, którą piekł na ogniu, spadła na węgielki przepadła na zawsze.
-Cholera! - krzyknął i juz chciał się rzucić w ogień po kawałek mięsa, gdy nagle oprzytomniał i usiadł prosto, nie ustannie dotykając swojej piersi, gdzie miał drewienko.
Percy zaśmiał się nieśmiało, ale Frank uznał to za kaszel.
Nagle coś innego zwróciło uwagę Syna Posejdona. Cień przemykający między krzakami. Był to zdecydowanie człowiek, ale od czasu, gdy ochrona Obozu się zmniejszyła od bitwy, mogło to być cokolwiek. Nawet jakiś potwór albo - nie wiadomo czy to lepiej, czy gorzej - bóg.
-Przynajmniej odczepił się od Hazel. - szepnął, szczerząc się do złotookiej dziewczyny naprzeciwko. Ta odwzajemniła usmiech i posłała mu buziaka, po czym przyłączyła się do śpiewania, biorąc jakąś Córkę Hermesa pod rękę.
 -Taaa. Pewnie. - wymamrotał Percy, po czym podniósł się z bali.
Jakby kierowany jakąś tajemną mocą, odszedł od ogniska i szedł uboczem do lasu. Czuł uścisk w gardle, jakby jakieś imadło zatrzaskiwało się na jego płucach. Słyszał swoje bijące serce.
Coś go ciągnęło w ten ciemny las.
Coś albo ktoś.
------------------------------------------------
Dobry wieczór, jestem Syn Hadesa i pozwolę sobie zostać anonimowym ;3
Ten blog jest poświęcony różnym parringom z Percy`ego Jacksona - oczywiście z obydwu serii. Jakby ktoś nie czytał jeszcze następnej serii po Olimpijskich Bogach, proszę mnie zawiadomić albo wyjsć z tego bloga i ruszyć tyłek do czytania.
Jednakże jeśli jest jakis problem, zacznę opowiadanie z parringiem z danej serii ;3
Może już się domyśleliście, jaki parring jest motywem tego opowiadania, a możliwe, że nie, bo jest to dość skomplikowane.
Jak to powiadał bardzo mądry Marcel - "To nie jest takie proste".
Musicie wytrwać do drugiego rozdziału. Tam na pewno lepiej się rozpiszę i będę mieć więcej mozliwości.
Pamiętajcie - czytam - komentuje ;D
                                                                               Syn Hadesa